"Lucyfer" tom 1: "Diabeł na progu" Od zakończenia "Sandmana" Lucyfer nigdzie się nie ruszał. Siedział w Los Angeles i przygrywał na pianinie w swoim barze o świetlistej nazwie. Ale Mike Carey nie pozwolił mu długo zaznawać spokoju. Jako scenarzysta nowej serii z byłym władcą piekieł w roli głównej sporo namieszał używając postaci i miejsc wykreowanych przez Neila Gaimana. Wykazał się też własną inwencją przydzielając jedną z głównych ról żywym kartom tarota stworzonym przez serafina Meleosa. Talia ta ma ogromną moc, gdyż jest swego rodzaju kopią księgi Losu. Zna przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość. I potrafi tę wiedzę wykorzystać. Ale zanim Lucyfer stawi czoło potężnym kartom, jego bar odwiedzi wysłannik Nieba. Zaoferuje mu misję, jakiej podjąć się może tylko upadły anioł. Ceną, jaką Lucyfer wyznaczy za swoje usługi, będzie glejt, który stanie się głównym rekwizytem albumu. Mike Carey serwuje nam widowiskowe sceny działania sił nadprzyrodzonych wymieszane z osobistymi dramatami zwykłych ludzi. Dziewczyna, która niechcący zamordowała kalekiego brata, zostanie przewodnikiem Lucyfera w trakcie jego niebiańskiej misji. Jill, niepozorna asystentka iluzjonisty, stanie się kluczową postacią w wątku o kartach tarota. Miotający się w bezsilnej złości ludzie stanowią wyraziste tło dla bezdusznego i bezwzględnie inteligentnego Lucyfera. Chociaż czasem może im się wydawać, że to oni dyktują warunki, to tak naprawdę są pionkami w jego grze. O czym prędzej czy później boleśnie się przekonają. Gdzieniegdzie w komiksie pojawiają się drobne nawiązania nie tylko do "Sandmana", ale też do "Biblii" czy innych tekstów opisujących zaświaty. Na popielniczce w klubie Lucyfera widnieje fragment "Eneidy" Wergiliusza, który poucza, że powrót z krainy umarłych nie jest rzeczą łatwą. Jednak Carey daleki jest od zarzucania czytelnika setkami cytatów. Puszcza oko, ironizuje (a wraz z nim główny bohater), ale przede wszystkim skupia się na akcji - wartkiej, ciekawie prowadzonej, miejscami dość wstrząsającej. Rysunkowo "Lucyfer" reprezentuje wyższy poziom, niż seria źródłowa. Omawiany album zawiera prace trzech rysowników (i jednego inkera), a każdy z nich prezentuje wyraźnie odmienny styl. Scott Hampton sam jeden wykonał całą warstwę graficzną historii o wysłanniku niebios używając tuszu i farb wodnych. Jego realistyczne kadry prezentują się nieco lepiej od trochę sztywnych, precyzyjnych rysunków Westona i Hodgkinsa w wątku o kartach tarota. Duet ten popełnia podstawowe błędy zmieniając z kadru na kadr wiek jednej z nieletnich bohaterek czy dokonując wyraźnych modyfikacji stroju Jill. Album zamyka krótka historia narysowana przez Deana Ormstona w swobodniejszym, nieco uproszczonym stylu. Z całej grupy tylko ten ostatni autor będzie jeszcze gościł na kartach "Lucyfera". W drugim tomie poznamy Petera Grossa i Ryana Kelly'ego - głównych rysowników serii. [Jarek Obważanek, 4.03.2008] "Lucyfer" tom
1: "Diabeł na progu" |
Poglądy wyrażane w recenzjach są osobistymi odczuciami ich autora i nie powinny być uznawane za prawdy objawione.