RECENZJE

"Szminka"

Paskudna i brudna. Ohydna i ponura. Obrzydliwa i wulgarna. A przez to wszystko niepokojąco intrygująca. Historia opowiedziana przez Szyłaka jest tak nieprzyjemna, że może budzić niezwykle skrajne odczucia. Można ją chwalić i ganić dokładnie za to samo. Cała ta odpychająca opowieść ma jednak jedną, niezaprzeczalną zaletę: jest zupełnie inna od tego, co dotychczas można było spotkać na polskim rynku komiksowym.

Nie jest to typowa historia pościgu policji za mordercą, który sprytnie wymyka się wymiarowi sprawiedliwości. Chociaż na to wskazywałby początek - policyjna odprawa, zastawiona pułapka. Jednak zbrodniarza udaje się od razu złapać, a akcja całego albumu skupia się w zasadzie na jego przesłuchiwaniu. A im dalej w las, tym historia bardziej oddala się od schematów a jednocześnie staje się coraz bardziej nieprzyjemna.

W zasadzie Szyłak szokuje od samego początku. Odprawa, przedstawiająca dokładnie ostatnią zbrodnię seryjnego mordercy, do uroczych nie należy, nawet dla uczestniczących w niej policjantów. Główny bohater, kapitan Michał Pawluk, bez zbędnych ceregieli opisuje niezwykle brutalne morderstwo i gwałt prostytutki, posiłkując się dodatkowo szczegółowymi zdjęciami ofiary (na szczęście są mniej szczegółowe od samego opisu). O ile krwi na dalszych stronach jest jakby mniej, to dialogi zdecydowanie nie tracą ostrego, bezpośredniego tonu.

Szyłak przez całą opowieść ostro walczy słowem. To na poziomie werbalnym rozgrywa się rdzeń całej akcji. Fragmenty toczące się w ciemnych zaułkach w zasadzie schodzą na dalszy plan przytłoczone słowną przepychanką policjanta z podejrzanym. Pada przy tym niejedno interesujące stwierdzenie dotyczące między innymi małżeństwa. Pawluk szybko jawi się jako człowiek moralnie wątpliwy. Nie jest to pierwszy niezbyt dobry policjant, ale trzeba przyznać, że to wyrazista i bardzo konkretna postać, na której pełny obraz składają się zaskakujące fakty ujawnione dopiero w finale.

Już rzut okiem na okładkę utwierdza w przekonaniu, że o komiksie typowym od strony wizualnej nie może być mowy. Joanna Karpowicz, absolwentka malarstwa na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, swój albumowy debiut wykonała w zgodzie ze swoim wykształceniem. Otrzymaliśmy więc pięknie wymalowany komiks z zacięciem nieco graficznym. Karpowicz maluje z wykorzystaniem obrysu, chociaż nie boi się z niego zrezygnować w razie potrzeby. Wprowadza też miłe uproszczenia, nie wdaje się w zbędne detale, gdy nie ma takiej konieczności. Przede wszystkim w całej opowieści najlepsze wrażenie robi kolor stosowany miejscami niezwykle odważnie. Karpowicz nie boi się ryzykownych zestawień czerwieni z błekitem, chociaż z drugiej strony nie brak kadrów spokojnych, stonowanych, wykonanych w zwężonej gamie barw - błękitów czy brązów. Miejscami można odnaleźć nawiązania do konkretnych dzieł, z najbardziej charakterystycznym "Krzykiem" Edvarda Muncha na czele.

Niezbyt trafionym pomysłem jest wstawienie w obrazki prostych, szarych dymków z tekstem. W niejednym miejscu wyglądają na niedopasowane do obrazka, na wstawione w sposób nieco nieprzemyślany. W dodatku brak w nich jakiegokolwiek zaakcentowania wypowiedzi, wszystko jest wpisane tą samą czcionką o tej samej wielkości - czy ktoś krzyczy czy szepcze. Również wstawione komputerowo onomatopeje robią niezbyt dobre wrażenie.

[Jarek Obważanek]

Scenariusz: Jerzy Szyłak
Rysunki: Joanna Karpowicz
Wydawca: Mandragora
Data wydania: 25.10.2003
Liczba stron: 60
Format: A4
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 24,90 zł

Poglądy wyrażane w recenzjach są osobistymi odczuciami ich autora i nie powinny być uznawane za prawdy objawione.

WRAK.PL - Komiksowa Agencja Prasowa