RECENZJE

"Ognie Askellu" tom 2: "Powrót na Patronat"

Akcja albumu rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w jakim zakończył się poprzedni. Ponętna tancerka, najemnik, nożownik, wierszokleta i chłopiec podejmują próbę ucieczki z niewoli, jaką stanowi statek poławiaczy skorilli. Tym razem zakończenie jest konkretne, co powoduje, że dwa pierwsze tomy cyklu można traktować jako pewną zamkniętą całość.

Generalnie poziom tomu jest bardzo podobny do pierwszego, czyli bardzo ładny, ale fabularnie raczej przeciętny, mimo ostrych scen walki i odważnych, jak na fantasy, scen erotycznych. Niezbyt zabawny, ale za to w paru miejscach mocno kontrowersyjny - trzeba się pogodzić z tym, że Arleston w swoich fabułach nie uznaje żadnych, absolutnie żadnych świętości, co może w "Lanfeuście z Troy" nie było tak mocno widoczne, jak w "Trollach z Troy" czy właście "Ogniach Askellu". Scenarzysta pozwala sobie na wszystko, łącznie z szantarzem polegającym na groźbie pozbawienia przyrodzenia.

Wszelkie sceny przemocy są niezwykle przesadzone - ciosom nożem czy toporem towarzyszą ogromne ilości krwi. Mourier wyraźnie lubuje się w ukazywaniu zbliżeń takich sytuacji. Czasem budzi to wręcz niesmak. W "malowniczym" uśmiercaniu ludzi przoduje najemnik Dao'xian sprawnie posługujący się potężnym toporem.

Cybil w tańcu tym razem posuwa się dalej - a przynajmniej Mourier więcej maluje. Często i chętnie eksponuje jej dosłownie wszelkie wdzięki - oczywiście ku uciesze czytelnika. Trzeba jednak przyznać, że pomalowana w żółte wzory wygląda znacznie atrakcyjniej, niż na codzień. Nie brak też niewybrednych dialogów i w ogóle komiks częściej niż serie o Troy porusza tematykę seksu w taki czy inny sposób.

Ciekawie Arleston rozwinął postać Titlusa, chłopaka towarzyszącego "mistrzowi" Keresquinowi - z cienia strachliwego wierszoklety wyszedł na pierwszy plan i stał się pełnoprawnym członkiem drużyny. A sam Keresquin stanowi dla grupy zbędny ciężar i zagrożenie - chyba tylko litość nad nim powoduje, że dbają o jego zdrowie i życie.

Tym razem w warstwie graficznej, czy raczej malarskiej, spodobał mi się najbardziej dosłownie detal - cień drzewa na murze, bardzo przyjemnie przedstawiony. Mourier bez dwóch zdań stanął na wysokości zadania - wszystko namalowane jest znakomicie, a szczególnie sceny nocne. Mocne, odważne kolory, bogactwo soczystych barw, ekspresja oraz precyzja rysunku. Farby wyglądają na bardzo gęste, to nie akwarelki, którymi posługuje się większość ręcznie kolorujących komiksy - to są dobre, kryjące farby, zapewne akrylowe. Nie ma jednak sensu zgadywać, jak Mourier tworzył swoje plansze, ważne jest to, że wyglądają bardzo dobrze. Ponownie na okładce zamiast Dao'xiana pojawia się Cybil. Ciekawy to zabieg, by wojownika zastąpić nie aż tak wojowniczą tancerką wyłącznie w celu zachęcenia do kupna albumu.

Polskie wydanie ma wyraźną wadę techniczną - dosłownie każdy rysunek, na którym został wymazany tekst wpisany bezpośrednio w tło, jest rozmyty. Takie spolszczenia Egmont wielokrotnie wykonywał zupełnie bezboleśnie (np. "Universal War One"), więc to uchybienie jest tym bardziej poważne.

[Jarek Obważanek]

Tytuł oryginału: Retour a Vocable
Scenariusz: Scotch Arleston
Rysunki: Jean-Louis Mourier
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 05.2003
Wydawca oryginału: Soleil Production
Data wydania oryginału: 08.1994
Liczba stron: 48
Format: 21,5 x 29 cm
Oprawa: miękka
Papier: błyszczący
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 17,90 zł

Poglądy wyrażane w recenzjach są osobistymi odczuciami ich autora i nie powinny być uznawane za prawdy objawione.

WRAK.PL - Komiksowa Agencja Prasowa