Powieść "Piotruś Pan" Jamesa M. Barriego należy do ścisłego kanonu
literatury dziecięcej. Równie znana i popularna jest jej rysunkowa ekranizacja,
zrealizowana przez wytwórnię Walta Disneya. Film ten doczekał się wyjątkowego
hołdu: Steven Spielberg zrealizował jego ciąg dalszy w formie filmu
aktorskiego. Wszystko to wskazuje na niezwykłość "Piotrusia Pana", skoro
inspiruje on twórców do tak niecodziennych dokonań.
Dowodzi tego także komiksowa wersja opowieści o latającym zuchu, tworzona
przez francuskiego artystę Regisa Loisela. Polskim czytelnikom komiksów
znany jest on z serii fantasy "Pelissa - w poszukiwaniu Ptaka Czasu",
drukowanej onegdaj przez periodyk "Komiks-Fantastyka". Rozpoczęta w
1990 roku praca nad komiksowym cyklem o Piotrusiu Panie jest autorskim
i bardzo osobistym przedsięwzięciem Loisela. Z fascynacji rysownika
tą postacią zrodził się komiks niezwykły i pełen rozmachu.
Komiksowego "Piotrusia Pana" trudno nazwać adaptacją powieści. Loisel
opatruje kolejne tomy formułką: "bardzo swobodnie inspirowane postaciami
Sir Jamesa Matthew Barriego", zaś pierwszą część poprzedza podziękowaniami
pod adresem autora powieści i twórców filmu. W komiksie widać zresztą
ślady stworzonego przez film wizerunku postaci bohatera i otaczającego
go świata; jednak Loisel poddał wszystkie te bodźce obróbce własnej
wyobraźni i stworzył w efekcie zupełnie nową jakość. Wykreowany przez
niego "Piotruś Pan" jest zatem - mimo wyraźnych nawiązań do poprzedników
- czymś nowym i odmiennym. I to zarówno w warstwie fabularnej, jak i
wizualnej.
Loiselowa opowieść o Piotrusiu Panie zaczyna się na długo przed wydarzeniami,
znanymi z powieści czy filmu. Poznajemy chłopca na ulicach zimnego i
bezlitosnego Londynu, w którym mieszka wraz z matką - alkoholiczką.
Naturalistyczny, okrutny obraz XIX-wiecznego miasta przywodzi na myśl
powieści Dickensa i nie ma w sobie nic z ckliwości opowiastek dla dzieci.
Niespodziewane spotkanie z latającą wróżką Dzwoneczkiem (to pełna temperamentu,
a jednocześnie daleka od wszelkich stereotypów postać) przenosi chłopca
na fantastyczną wyspę, na której żyją podobne do wróżki bajkowe i mitologiczne
stwory: syreny, centaury, gnomy, a nawet mitologiczny Pan - chłopiec
z kozimi nogami i rogami, pięknie grający na charakterystycznej fletni.
Na wyspie żyją też Indianie, zaś w jednej z zatok u jej wybrzeży cumuje
piracki statek z okrutnym kapitanem. Kapitan za wszelką cenę usiłuje
wydobyć z dna morskiego skarb, należący do mieszkańców wyspy. Przeszkadza
mu w tym pływający wokół statku gigantyczny krokodyl, systematycznie
pożerający wysyłanych pod wodę w poszukiwaniu skarbu piratów. To właśnie
po to, by przegnać piratów, sprowadzony został na wyspę Piotruś.
Wszystkie te bajkowe cudowności narysowane są z takim samym naturalizmem,
jak obskurne ulice Londynu. Świetnie sprawdza się tu charakterystyczny,
niepowtarzalny styl rysunku Loisela, który potrafi w tworzonych przez
siebie postaciach płynnie połączyć brzydotę z wdziękiem.
Sam Piotruś jest postacią tyleż bogatą, co niejednoznaczną. Uliczny
spryciarz i fantasta, nosi w sercu wizerunek idealnej matki, jakiej
nigdy nie miał. Samochwała i pyszałek, z miejsca ogłasza się wodzem
mieszkańców wyspy, co budzi powszechną wesołość. Na taki tytuł chłopiec
dopiero musi sobie zasłużyć, popełniając przy tym niemało błędów. Jednym
z nich jest spowodowanie śmierci Pana, który, trafiony kulą z pistoletu
Kapitana, musi zostać przez chłopca zoperowany. Piotruś zgodnie z instrukcjami
londyńskiego lekarza wyjmuje kule, ale zapomina wysterylizować narzędzia
i umyć ręce przed operacją. W ranę wdaje się zakażenie i przyjaciel
chłopca umiera. To od niego Piotruś przejmuje nazwisko, pod którym znają
go wszyscy.
Bogaty i tak świat powieści Barriego Loisel wzbogaca jeszcze bardziej,
zagęszczając relacje pomiędzy postaciami i komplikując ich motywacje.
Historia Piotrusia niewiele ma w sobie optymizmu, właściwego opowieściom
dla dzieci. Sporo tu iście freudowskich psychologicznych zawiłości,
jak choćby nieodwzajemniona miłość chłopca do matki, która odpłaca mu
czystą nienawiścią. Wielką zagadką pozostaje śmierć matki, zamordowanej
być może przez niejakiego Jacka, nazwanego później Rozpruwaczem (u nas
Jack the Ripper znany jest jako Kuba Rozpruwacz)... Nie ma jednak pewności,
czy zabójcą nie jest sam chłopiec. Podobnie ma się sprawa z kolejnym
zabójstwem, przypisywanym Rozpruwaczowi. Loisel pozostawia niepokojące
tropy, sugerujące, że prawdziwym krwawym londyńskim potworem może być
mały, doświadczony przez los marzyciel. Otwarty pozostanie również wątek
tożsamości ojca Piotrusia. Kto wie, czy nie jest nim Kapitan piratów...
Rozpoczętej przez Loisela opowieści daleko do końca. Dopiero pod koniec
czwartego - ostatniego, jaki się dotychczas ukazał - tomu Piotruś pozbawia
Kapitana dłoni, którą później zastąpi znany wszystkim hak. Z niecierpliwością
oczekuję kontynuacji tej pasjonującej i bogatej opowieści, która - jak
podejrzewam - do końca unikać będzie zbyt gładkich, wyznaczonych przez
powieść i film rozwiązań.
[Wojciech Birek]
|
|